Chemioterapia

      
       Chemioterapia jest najbardziej nieprzyjemnym etapem w trakcie tej choroby. Samo słowo CHEMIOTERAPIA napawa lękiem, od razu kojarzy się z utratą włosów, męczącymi wymiotami i mocnym osłabieniem. Niestety chemia wywołuje jeszcze więcej skutków ubocznych niż może się wydawać ... Skutki uboczne chemioterapii są na ogół nieprzyjemne jednak to, na czym należy się skupić, to na kwestii wyleczenia raka.
Ja dostaję chemię z cytostatykami, a cytostyki są lekiem skierowanym przeciwko komórkom aktywnie dzielącym się. Powodują zahamowanie rozwoju i podziałów komórki nowotworowej.
        Cytostatyki są przenoszone przez krew i dzięki temu mogą dotrzeć do komórek nowotworowych w obrębie całego organizmu. Podczas jednej sesji chemioterapii stosuje się kilka leków cytostatycznych o odmiennym mechanizmie działania. Wiąże się to ze zwiększeniem prawdopodobieństwa skuteczności terapii.
        Niestety ja pierwszą 5-dniową dawkę przeszłam bardzo ciężko, chciałam wszystkim pokazać jaka jestem twarda, to udawanie w pewien sposób pomogło mi przetrwać najtrudniejszy czas, kiedy nie miałam siły ruszyć nawet palcem u stopy. Bardzo irytowało mnie klikanie maszyny która podawała mi chemię, myślałam że zwariuję, . Byłam okropnie wycieńczona, chciało mi się spać, ale jak tu zasnąć kiedy non stop mnie mdli, chcę wymiotować, ale przecież nie mam siły. Moja mama, tato byli non stop, żeby mi pomagać, tak naprawdę nawet nie miałam siły żeby przełknąć wodę. To było naprawdę straszne. Jeszcze nigdy nie czułam takiej mocnej desperacji, żeby chcieć z całych sił wymiotować, bo czułam, że tylko to mi pomoże. Jak tylko poczułam, że mam nieco więcej sił, wywoływałam wymioty palcami jak osoby które chorują na Bulimię, ale nie pomagało, cały czas było mi nie dobrze, do tego ten kaszel i rurki w nosie z tlenem, bo bardzo ciężko było z moim płucami, szczególnie, że chemia bardzo osłabiła organizm i wszystko zaczęło wolniej i mniej sprawnie funkcjonować... Czułam, że nadchodzi mój koniec, to co się ze mną działo przekonywało mnie z każdą godziną, że dłużej nie dam rady. Kiedy nikogo z bliskich nie było obok mnie, odważyłam się poprosić pielęgniarkę o to, żeby TO ode mnie odłączyła, nie byłam w stanie nawet normalnie myśleć, wykańczało mnie, niszczyło od środka. Nie miałam więcej na tyle siły żeby to przetrwać. Niestety pielęgniarka nie jest lekarzem, żeby decydowała o tym czy może mnie odłączyć, czy nie... Oznajmiłam jej, że zrobię to sama, więc nie miała wyboru siedziała obok mnie i pilnowała, żebym nie zrobiła sobie krzywdy.  Myślałam, że mam silną psychikę, zawiodłam się, było mi tak ciężko, czułam wielką niemoc, że wolałam po prostu umrzeć/niech już więcej mnie nic nie boli ....

     fot. z 7 czerwca

         Ale jak widać jutro minie drugi tydzień od kiedy leżę w szpitalu, a pamiętam dzień w którym mnie tu przywieziono, jak ten czas leci, tylko się z tego cieszyć, bo być może niedługo będę mogła choć na chwilkę opuścić ten pokój... 

         6 czerwca, tego dnia odłączyli mnie od tego czerwonego płynu (chemii), w końcu i nareszcie zaczęłam się lepiej czuć, mdłości lekko mnie opuściły, już na drugi dzień mogłam wstać z łózka, a wyglądało to mniej więcej tak :  wstałam zrobiłam krok i ułożyłam się wygodnie w fotelu ;)
Taka ogromna przyjemność mnie spotkała ;) Niestety, bardzo kręciło mi się w głowie, pierwsze moje podejście do pionu skończyło się omdleniem, ale trzeba było dać sobie kolejną szansę ...
A co najważniejsze ? Apetyt wrócił, niestety nie wilczy, ale jest. Z oddychaniem były jeszcze trudności, jednak najważniejsze, że wraca mi moc ...




SZCZĘŚLIWA! :D

Siedziałam sobie wygodnie w fotelu z uśmiechem na buźce, odpoczywałam,  po kilku dniach zaczęłam oddychać samodzielnie :)
Poczułam, że zaczęło wracać do mnie życie które doceniam z dnia na dzień coraz bardziej!

(zdj. dla Babci) :*










 I pomyśleć, że chciałam tak łatwo się poddać i zrezygnować ... 


  Dobrej nocki wam życzę ! 
                 Nat K.

Komentarze

Agus pisze…
TRZYMAM KCIUKI KOCHANA!!!